
Rok 2018 był już drugim rokiem z rzędu, w którym pojawiło się kilka nowych modeli tłumaczy elektronicznych. Poza jedną firmą z Japonii i USA wszystkie pochodziły z rynku chińskiego.
Firma Pockettalk z Japonii to świetny przykład na dobrze zaprojektowany tłumacz pod względem estetycznym i jakościowym. Jakość tłumaczenia na dobrym poziomie, podobnie jak wymowa i szybkość, przynajmniej podczas testów blisko Japonii, ze względu na prawdopodobieństwo posiadania tam przez producenta swoich serwerów. Ceny nie należą do najniższych, ponieważ wersja bez karty SIM kosztuje 249 dolarów, a wersja z kartą SIM na 2 lata bez limitu tłumaczeń kosztuje 299 dolarów. Niestety, aby po dwóch latach odnowić pakiet danych należy zapłacić aż 100 dolarów.
Mini Vasco
Drugim ważnym debiutem był tłumacz Vasco Mini amerykańskiej firmy Vasco Electronics, mały i poręczny tłumacz z prawie bezbłędnymi tłumaczeniami. Jak informuje producent osiągnięto to dzięki wykorzystaniu do tłumaczeń aż 5 silników tłumaczeniowych. Same tłumaczenia odbywają się niemal symultanicznie, a to również dzięki nowatorskiemu rozwiązaniu polegającemu na rozmieszczeniu swoich serwerów na 4 kontynentach, aby w trakcie podróży łączyć się szybko z tym najbliższym. Cena dość atrakcyjna, w zależności od kraju wynosi 199 dolarów wraz z kartą SIM i wbudowanym transferem danych, który wystarczy na kilka tysięcy tłumaczeń. Po wykorzystaniu tego limitu cena za odnowienie to zaledwie 10 dolarów. Można mieć zastrzeżenia Mini Vasco do może nie tak atrakcyjnego wyglądu jak Pockettalk, ale jak twierdzi producent w styczniu 2019 ma wejść do sprzedaży nowa wersja Vasco Mini. Będzie z nowszą i ładniejszą obudową oraz co najważniejsze z bezpłatnym, nielimitowanym transferem danych dla tłumaczeń w ponad 200 krajach. Zobaczymy czy tak się stanie, ale tak czy inaczej ten produkt podobał się nam najbardziej.
Kolejnym ciekawym rozwiązaniem, które pojawiło się na rynku w 2018 roku jest tłumacz o nazwie Smark jednej z firm z Hong Kongu. Ich urządzenie można podzielić na dwie części i każdy z rozmówców korzysta z jednej z nich. Cena od 300 dolarów. Smark posiada w zestawie kartę SIM, jednak za każdym razem kiedy jedziemy w podróż musimy uruchomić jeden z dostępnych pakietów danych, ale niestety nie jest to łatwe ze względu na potrzebę posiadania konta zarówno na PayPal, jak i chińskim komunikatorze WeChat.
Smark
Tłumacz LeTrans
Innym, dość solidnym tłumaczem może pochwalić się firma LeTrans, również z Chin. W tym roku zaprezentowała na targach w Hong Kongu poręczny i bardzo dobrze wykonany tłumacz z kilkoma dodatkowymi funkcjami przypominającymi te znane z już dość długo na rynku obecnego urządzenia dla podróżujących Vasco Travelera. Brak karty SIM w zestawie powoduje konieczność łączenia się z siecią WiFi, aby z niego korzystać. Nie jesteśmy go więc w stanie używać od razu po wyjęciu z pudełka. To niestety cecha charakterystyczna tłumaczy pochodzących z chińskiego rynku. Nie wszystkim może się też podobać mała ilość rozpoznawanych języków (nieco ponad 20) i menu jedynie w języku angielskim i chińskim. Estetyka grafiki urządzenia nie zachwyca, ale tłumaczenia bazujące na chińskich silnikach są poprawne, a wymowa też dobrej jakości. Niestety cena jest dość wysoka, ponieważ zaczyna się od 250 dolarów.
Nowość - słuchawki tłumaczeniowe
Ciekawą nowością, przynajmniej jako koncepcja są słuchawki tłumaczeniowe firmy WT. Niestety ich działanie jest bardzo niedokładne i zawodne, ale słuchawki do tłumaczeń to jest to do czego dąży rynek translatorów, zatem punkt za odwagę i bardzo ładny design.
Urządzenia z chińskiego rynku
Pozostałe pozycje to również urządzenia z chińskiego rynku. Są to najczęściej urządzenia bazujące na tej samej płycie głównej i oprogramowaniu. Nie zachwycają ani wyglądem, ani jakością wykonania, czy dokładnością tłumaczeń. Większość działa na bazie tylko jednego z chińskich silników tłumaczeniowych, który jest bardzo dobry, jednak zwykle w azjatyckich parach językowych. Ceny zaczynają się od 140 dolarów.
Żaden z producentów poza amerykańskim Vasco Electronics nie oferuje obsługi klienta w krajach europejskich. Dla klientów z Europy oznacza to skomplikowaną procedurę wysyłki produktu do Chin, a w konsekwencji praktycznie brak gwarancji.